piątek, 13 kwietnia 2012

nowy blog

Jak w temacie. Zainteresowanych zapraszam na nowy blog. I dziękuję za czytanie tego i wszystkie pozytywne komentarze :)

środa, 11 kwietnia 2012

to już jest koniec

Wieki nie pisałam, a wypadałoby jakoś zamknąć tą historię. Au pair już nie jestem, więc pisanie bloga chyba nie wchodzi dalej w grę (choć w sumie w USA wciąż jestem, więc może...?). Na chwilę obecną jestem kobietą zamężną (ależ to brzmi) i życie operki odchodzi w niepamięć. Już dwa miesiące wolności! Mojego obecnego męża, Richarda, poznałam na samym początku pobytu w Californi i właściwie od tego momentu byliśmy nierozłączni (skutek bądź przyczyna braku wpisów na blogu). I im lepiej było pomiędzy nami, tym gorzej w moim operskim życiu host rodzinnym. Mój host Koreańczyk okazał się kanalią jakich mało i nasze stosunki ulegały powolnemu, acz stałemu, oziębieniu. Aż nadszedł moment, w którym koreańska kanalia po moim późniejszym powrocie do domu , poinformował mnie, że od teraz muszę pytać o pozwolenie, aby zostać dłużej w weekendy poza domem na wypadek gdyby oni, czyli kanalia i hostka, chcieli wyjść wieczorem! Zbiegło się to w czasie z naszymi zaręczynami, więc potraktowaliśmy to jako znak i zażądałam rematchu. Znaleźliśmy fajne mieszkanko i mieszkałam w czasie rematchu z Richardem, grając jednocześnie na czas z agencją. W końcu samolot do Polski odleciał beze mnie, a ja zostałam szczęśliwą mężatką ;). Na chwilę obecną walczę z kilogramami makulatury na zieloną kartę parając się w międzyczasie babysittingami i mieszkając w przytulnym mieszkaniu z 14-letnią kotką Hadley i Richardem. I... niczego nie żałuję, jestem szczęśliwa. Wiadomo, że bywa różnie, rachunki są czasem przytłaczające, ale... jest dobrze, choć nigdy nie spodziewałabym się, że mój wyjazd tak się zakończy.

wtorek, 30 sierpnia 2011

kocham to miejce :D

Nie pisałam czas jakiś z braku czasu - cały weekend imprezowałam, a wolne chwile w tygodniu spędziłam na  eksploracji okolicy hehe... Zapewniam jednak wszystkich, że wspaniale tutaj jest. Miejsce jest przepiękne. Z okna kuchni rano widzę ocean! A oto widok:
Tutaj jest naprawdę niesamowicie. Po miesiącach na pennsylvańskiej wsi, pójście na spacer z takim widokiem przed oczami...
... wciąż wydaje się nie realne. Czuję się jak na wiecznych wakacjach. Stąd pewnie to zamiłowanie do imprez ;) Ale mam kierowcę na i z imprez, więc jest ok. Kolejny latynos (tyle że urodzony tutaj) lol. Poznany na moim pierwszym wyjściu w czwartek parę godzin po przylocie do LA, znajomy byłej operki hostów.  Dzięki niemu poznałam już sporo osób tutaj i jedno Wam powiem - imprezy w Californii są szalone ;) Zresztą ten cały pan Carlos też w sumie szalony - bo po co mu 3 auta? i jakim cudem nigdy nie pokazuję paszportu, bo on zna wszystkich na bramkach? W ogóle zna podejrzanych ludzi i zaczynam się zastanawiać czy on w jakiejś mafii nie działa ;) Ale póki co, dobrze znać tubylca lol

W moim życiu rodzinnym też wszystko w jak najlepszym porządku. Dziewczynki mnie polubiły i wciąż powtarzają, że mnie kochają haha... Rozpuszczone są strasznie, ale potrafią być słodkie i ciężko ich nie lubić. Z hostami mam super relację póki co (16 września lecimy na weekend do Seattle) i nawet toster mi kupili (bo spytałam czy mają - nie mieli, więc wsiadli w auto i kupili haha...). Pokój mam super, z łazienką i TV z dekoderem cyfrowym, auto dobre (w czwartek zabrałam je na przegląd - wszystko posprawdzali, wymienili opony i auto jak nowe, chociaż w sumie jest nowe, bo z 2008, ale ja tutaj mieszkam górach z mnóstwem wzniesień i zakrętów, więc hamulce i opony długiego żywota nie mają). 
 
Więc póki co jest ok :) Czy wspominałam, że jestem urodzoną szczęściarą? :D


poniedziałek, 22 sierpnia 2011

w operskim raju

A więc jestem w Californi. Już rozpakowana i wciąż niemogąca się nadziwić palmom dookoła i widokowi na ocean z okna kuchennego. Bosko tutaj jest. I rodzina... Rodzina jest jak z różowej broszurki mojej agencji i naprawdę traktuje mnie jak członka rodziny. Wciąż gdzieś mnie zabierają i są mega serdeczni. Dziewczynki też są super - cały czas się tulą! Potrafią być trudne - zwłaszcza trzy i pół letnia Kathy kiedy przychodzi pora nakarmienia jej, ale... Wolę to niż pasywno-agresywnego nastolatka. Na powitanie zabrali mnie do niemickiej restauracji, bo polskiej nie mogli znaleźć haha... czekał na mnie też bukiet:
Ogólnie mieszkają w niesamowicie pięknym domu, a ja mam super pokój z własną łazienką i własne nowe auto:

Jest tutaj wspaniale... Po jeździe na rowerze na plaży...

....i zaliczonych dwóch imprezach, stwierdzam że jest jestem w raju haha...

wtorek, 16 sierpnia 2011

nowa nadzieja

Juz za pare chwil, za chwil pare... A dokladniej pojutrze ;) opuszcze moja "ukochana" rodzinke. Pisze w cudzyslowiu, bo o ile dzieci mam nadal kochane to hostka niemozliwa sie stala - czepliwa jak nietoperz, wszechwiedzaca jak ojciec zalozyciel (i tak jak on przekonana o moim marnym koncu, grzesznika jednego). Doslownie wszystko obecnie robie zle - nawet szklanek w zmywarce nie potrafie dobrze ulozyc. A i zupa byla za slona ;) Juz od rana wita mnie z posepna mina i odburknie "hi" pod nosem tylko po to, aby zaczac swa litanie moich obowiazkow na dzis i wyliczeniem na co mam uwazac, bo na pewno zrobie zle. Az smiac mi sie chce, bo jeszcze pare tygodni bylam podobno taka perfect au pair. Ale w glowie z nierobstwa ;) mi sie poprzewracalo i zachcialo mi sie przygody w nowym miejscu. No to mam za swoje. I jeszcze bacikiem mnie na koniec :P
Na serio, chcialabym juz, aby byl czwartek. To juz druga hostka wyzwalajaca we mnie najgorsze instynkty i ujawnijaca zasob slownictwa, ktorego posiadania nawet nie bylam swiadoma, ale i tak do nowej rodziny jade z wiara i nadzieja. I miloscia, zeby nie bylo ;) Bawic sie przynajmniej powinnam dobrze, bo juz w ten piatek jade z obecna operka hostow na jej impreze pozegnalna. Zreszta do trzech razy sztuka, czyz nie? A jak znowu bedzie zle to wracam do Europy (oby tylko zdazyc sobie zrobic sweet focie z napisem Hollywood w tle ;) )
Ale poki co z tekstem przewodnim z ubieglego roku znowu jestem gotowa na start. Walizki spakowane, a ja znowu:
 
"[...] Wierzę w to mocno, że nigdy nie upadnę
Że zdobędę wszystko zanim spokojnie zgasnę
Moja przystań schowana gdzieś za horyzontem
To dopiero początek, Bóg wie, co będzie potem
Tyle różnych jest dróg ilu ludzi na tym świecie
Ja od lat idę tą, która daje mi szczęcie
I choć czasem w głowie narastają wątpliwości
To nie życie mnie goni, lecz to ja urządzam pościg

Żeby mnie zatrzymać musiałyby być na to leki
Nie mam czasu muszę się ruszać by żyć,
jak rekin realizuję czeki,
pakuję rzeczy w torbę
I na przód, bo los czeka i chcę sprawdzić moją formę
Mów mi Willi, bo jak pan Fogg światła tną mrok
Listy z tysięcznej mili
A chcę wycisnąć wszystko co da się z chwili
By ktoś kiedyś powiedział - patrz oni to żyli [...]
Grammatik "W drodze"