wtorek, 31 maja 2011

czyz wiec LA????

Jestem po rozmowie z kobitka z CA i... Jest dobrze. Super sie z nia rozmawialo. Ma mi przeslac na maila wiecej zdjec rodziny i mamy umowic sie na kolejny telefon cobym mogla ich jeszcze wypytac i zamienic pare slow z przyszlym (?) hostem. I wszystko wydaje sie bajkowe - dom blisko oceanu, VW Jetta dla operki, hostka zabawna, dzieci ulozone (i obie chodza do szkoly, nawet 3-latka, wiec rozklad zajec mialabym identyczny jak tutaj), blisko college i tylko jedno male ale. Godzina drogi od LA :( A ja chcialam byc W miescie. No i teraz dylemata mam ;). Coz, poczekam na zdjecia, ktore mi wysle. Jesli nie spodobaja mi sie, powiem "NEXT" hehe... Ale jakos polubilam ta babke. No i ciepla California... Ech te moje zyciowe problemy... Jak to dobrze byc mna ;)

poniedziałek, 30 maja 2011

no i po weekendzie

Ach, co za dobry weekend... Pogoda boska - codziennie ok. 30 stopni, slonce, NYC... Dziwne to miasto. Kiedy pierwszy raz je zobaczylam 3 lata temu, nie podobalo mi sie wcale. Na wycieczce CC latem mialam mieszane uczucia. Wrocilam na pare dni podczas swiat Bozego Narodzenia i dostrzeglam w nim cos. A w ten weekend... Cos mnie zaczelo fascynowac w Nowym Yorku. Nie wiem dlaczego, moze wynika to z faktu, ze juz znam sporo miejsc tam i nie czuje sie oszolomiona jego ogromem. A moze dlatego, ze za niecale 3 miesiace wyjezdzam.  Spedzilam cala sobote z R. Do poludnia byla z nami Jingjing, ale wymyslila sobie, ze odwiedzi kuzynow (w drodze powrotnej przyznala, ze byl to pretekst, bo chciala nas zostawic samych :/), wiec ja poszlam z R. do Central Parku, wieczorem zabral mnie na latino party swojego latino kolegi w latino lokalu ;). W niedziele pracowal, wiec bylysmy same, wieczorem wrocilysmy do Philly.
A poniedzialek mialam wolny. Swieto narodowe w USA - Memorial Day. Bylam w kinie na Hangover 2. Juz dawno nie widzialam tak zabawnego filmu, dla mnie lepszy od czesci pierwszej (w PL Kac Vegas). Tak wiec reasumujac - dobry, dobry weekend :)

piątek, 27 maja 2011

zycie jak film

Jak sie okazuje zeszlotygodniowy wyscig musial byc w historii mojej agencji sporym wydarzeniem, bo powstal nawet filmik. Moze nie jest to super produkcja Wajdy ;), ale i tak go zamieszcze. Enjoy! ;)

czwartek, 26 maja 2011

match 2. - LA

Tak wiec bostonska rodzina zniknela z mojego konta, a pojawila sie nastepna. Tym razem Los Angeles, California. Tak, wiem. Chcialoby sie krzyczec - LA! LA! LA! ;) Ale jako operka po przejsciach nie dam sie juz zwiesc na ladna fasade. Poczekamy, zobaczymy. 
No dobra, przyznaje - wszystko we mnie krzyczy LA! LA! LA! hehe... Jakby sie to pieknie ulozylo - za pieniadze CC zwiedzilabym 3 rozne rejony USA ;) 
Jutro wieczorem wyjezdzam do NYC na weekend (swiatowa sie zrobilam, czyz nie? ;), ale moje mysli i modlitwy bede skierowane do Californi - "zadzwoncie, zadzwoncie... prosze, prosze, prosze" - moze i uboga to modlitwa, alez ile w niej zaru! ;)

środa, 25 maja 2011

bo w zyciu chodzi o to, aby zamieniac marzenia we wspomnienia

No wlasnie o to w zyciu chodzi. A moim marzeniem nigdy nie byl Boston. Ba! Powiem wiecej - moim zdaniem (niech sie zadna operka z Bostonu nie obraza) jest nudny. I do tego zimno. Gdybym byla w rematchu - no ok, wyjscia nie ma, ale ja jestem extension au pair i to teraz oni musza sie starac, zeby mnie zwabic hehe... Mam 3 miesiace na znalezienie nowej rodziny (tak Aro, oficjalnie turnus konczy mi sie 22 sierpnia), wiec poczekam na cos bardziej ekscytujacego. Bo co w najgorszym wypadku? Wroce do PL w sierpniu? Juz sie boje ;) Tak wiec kiedy rano zobczylam maila od kobitki z Bostonu nawet nie doczytalam go do konca (pomijam juz fakt, ze na wstepie zadala mi kilkanascie pytan w stylu - jak w zabawe wplaczesz elementy nauki, podaj przyklady) i skrobnelam jej odpowiedz na jaka to wspaniala rodzine wygladaja z opisu (buhaha...), ale niestety nie jestem zainteresowna lokacja. Musialo babke zabolec (no bo jak to tak - tania sila robocza sie buntuje i ma roszczenia?), bo w nastepnym mailu zachwalala jaki to Boston jest wspanialy i jakim to dobrym matchem bylibysmy haha... Mam nadzieje, ze jutro zniknie z mojego profilu i przestanie mnie dreczyc. Mowie Wam, bycie profesjonalnym niewolnikiem (lub super operka jak kto woli) bywa meczace. 

Ze spraw biezacych - foch hostce przeszedl i znowu jestesmy szczesliwa hindusko/brytyjsko - polska rodzina. Nawet wesolo i ochoczo pojechalismy wszyscy razem dzisiaj wieczorem na koncert jednego z moich bobaskow. Czujnosci nie trace, ale wierze, ze bezdomnosc mi nie grozi. Nie zmienia to faktu, ze hinduska starszyzna wciaz tutaj siedzi, a dziadunio Abdul zaczyna doprowadzac mnie do wrzenia. I to nie pozytywnego. Niestety nie ma miedzy nami chemii i jakos niepolubilismy sie od pierwszego wejrzenia. Z tego tez powodu wybywam na weekend ze znajoma Chinka do NYC. Moze i nawet zobacze sie z R. Chociaz nie wiem, czy jestem na to gotowa lol

wtorek, 24 maja 2011

no to zaczynamy - match 1.

Tak wiec nastapil moment z dawna wyczekiwany - dzisiaj rano CC otworzylo ponownie moje konto i po godzinie mialam juz pierwszy match - Boston, 6-letnie blizniaki, oboje rodzice pracuja poza domem, szukaja dobrego kierowcy, wiec jest szansa na 3 auto. Wiec niby ok. Ale Boston? :/  Sama nie wiem dlaczego mowiac agencji, ze chce miasto bylam taka pewna, ze trafie do DC ;) Ale jak to mowia - pierwsze koty za ploty ;). Najwazniejsze, ze szukanie idealnej rodzinki (ha! sama nie wierze, ze to napisalam - po 9 miesiacach powinnam juz wiedziec, ze takich nie ma ;) sie rozpoczelo. I za ten obrot wydarzen powinnam byc wdzieczna hostowi, bo moja hostka od tygodnia (!) wypelniala moja referencje (raptem 2 pytania) i az sie zaczelam zastanawiac, czy zlosliwie tego nie robi. Wczoraj rano wiozlam hosta do pracy, bo lecial na tydzien do San Francisco, a chcial nam zostawic drugie auto (zloty chlop jednak ;) i pyta sie mnie niewinnie jak ida mi poszukiwania nowej rodziny. Ja rownie niewinnie odpowiedzialam, ze niestety Nasreen jest tak zajeta, ze zapomina o moich referencjach. Chlop sie przejal bardzo i chyba pogonil babe, bo wieczorem mialam referencje wypelnione. I co, dalo sie? Dalo sie!
Och, jestem taka podekscytowana! Hej ho przygodo lol

niedziela, 22 maja 2011

au pair fun ;)

Wczoraj w Philadelphi mialo miejsce wydarzenie zacne - wyscig sponsorowany przez moja agencje CC (czyt.: przymusowy au pair meeting ;). Zebralo sie okolo 300 kobitek i paru panow (zeby nie bylo ze dyskryminuje) odzianych w barwy agencji (tak, zawsze marzylam, aby biegac po miescie w T-shircie, ktory bedzie zdobil moje plecy napisem: "Flexible, affordable childcare CULTURAL CARE AU PAIR, call 1 800... :P). Podzieleni w druzyny o liczbie 4 musielismy wykonac ok. 6 czy 7 zadan typu odpowiedziec na pytania, zrobic zdjecia w pewnych miejscach, zgadnac co to za papu, przewinac lalke etc., przy czym o kolejnych zadaniach dowiadywalismy sie dopiero na check pointach, jesli poprzednie wykonane bylo dobrze. Takie tam harcerskie podchody ;) Calosc potrwala ok. 3 godzin. Odpowiadajac na pytanie, ktore zapewe wszystkich nurtuje - nie, nie wygralam. Nagroda byla darmowa wycieczka do Washington DC, a ze ja juz swoja darmowa wycieczke tam miala hehe..., to i cisnienia nie bylo.
Moja druzyna w skladzie prawie, ze miedzynarodowym, czyli Chiny - Polska - Polska - Niemcy:
Przyznam, ze ciekawe doswiadczenie i mnie sie podobalo. Ale i tak najwiecej satysfakcji sprawilo zanurzenie zmeczonych stop po wyscigu w publicznej fontannie haha:
Jako bonus wyscigu moge zaliczyc fakt, ze wreszcie udalo mi sie przebiec po schodach, po ktorych hasal slynny Rocky, bo wczesniej zawsze bylo mi nie podrodze ;):
A wieczorem pracowalam. Zmeczona jednak bylam ;), wiec prawie caly wieczor ogladalam z dziecmi nasze ulubione show - Kitchen Nighmares (pierwowzror Kuchennych rewolucji z Magda Gessler). A co sie bede przmeczac ;)

sobota, 21 maja 2011

na sluzbie u Hindusow :P

W czwartek wieczorem przylecieli rodzice hostki - posepny dziadunio nigdy sie nie usmiechajacy o imieniu Abdul i zwawa babunia sprawdzajaca czy dobrze zamiotlam podloge, a ktorej imienia nie pamietam. Nadalam jej jednak pseudo robocze - Wiedzma Senior (skoro coreczka jest Wiedzma Junior ;). Moja hostka zostawila mnie na caly dzien z nimi sama udajac sie na wycieczke szkolna z moim starszym dzieckiem skazujac mnie tym samym na "opieke" nad nimi, czyli sprzatanie po nich (bo brudasy straszne), wozenie ich ("a jak dlugo jezdzisz autem? znasz przepisy?" pytania jakimi uraczyl mnie dziadunio sadowiac sie wygodnie na tylnim siedzeniu), robiac ich pranie (robilam pranie dzieci, a babunia bez ceregieli dorzucila mi sterte z uprzejmym "Upierz to". I nie, nie bylo zadnego "prosze". Ale szczyt szczytow mial miejsce wieczorem. 21. Ja na skypie z R. Jest milo i wesolo. Slysze nawolywanie babuni, ale nie reaguje. Skonczylam prace, g... mnie obchodzi za przeproszeniem ;). Wiec jest nadal milo i wesolo az tutaj nagle dzrzwi od mojego pokoju sie otwieraja, a w nich babunia z tekstem "Zamknij zaluzje w moim pokoju, bo ja nie potrafie". Wrrr.... Kopnac ta babunie w jej hinduski tylek to zamalo. Wiedzma Junior wciaz nie wystawila mi referencji, wiec musze byc mila, ale... Mowie Wam, burza wisi w powietrzu, bo jak dlugo mozna to znosic. Jeden dzien z nimi, a ja juz wiem, ze jestem rasistka :/

czwartek, 19 maja 2011

a co dopiero po 3 tygodniach :P

Dzisiaj na na nasza wesola kolonie (nie Aro, jeszcze nie wiem kiedy turnus mi sie konczy ;) zawitaja rodzice hostki. Zostana z nami 3 tygodnie. Slownie: trzy. Dziwnym trafem host podziela moj brak entuzjazmu (nie lubi chlopina tesciowej? no jak to tak ;). Moj brak entuzjazmu wynika ze sprawy bardziej przyziemnej niz odwieczna walka dobra ze zlem, czyli tesciowa kontra ziec, a mianowicie z ich upodoban kuliarnych. Jako stara generacja Hindusow mowiaca z ciezkim hinduskim akcentem, brzydza sie kazdym daniem, ktore nie cuchnie podejrzanie, a wiec nie jest wg receptury made in India. Ciezke i chude czasy sie szykuja. Ech... W ten weekend pracuje, ale w nastepny musze sie stad ewakuowac. Moze czas odwiedzc R. w NYC? ;)

środa, 18 maja 2011

czyzby?

Wiecie, bedac prawie 9 miesiecy na obczyznie ;), poznalam tyle roznych osob i ich dziwnych historii, ze przestaje wierzyc w to slawetne "Zycie to nie film". Chocby moja historia z R. (z ktorym znowu rozmawiam na FB, oczywiscie jako "przyjaciele", prosze mi tylko nie pisac, ze bycie przyjacielem z ex to jedna z miejskich legend ;). I co prawda nie mielismy happy endu, ale znam pare innych "romantycznych" historii, ktore koncza sie lepiej. 
Przyklad 1. - Dunka, ktora byla ze mna na szkoleniu CC i z ktora mialam kontakt na FB przed wyjazdem, w trakcie, a teraz ogladam jej foty. W grupie au pair, do ktorej przynalezala w WA, byl sobie pewien oper plci meskiej. Z Argentyny. Wielka milosc ich dopadla ;) Gdy wiec chlopak skonczyl swoj kontrakt w lutym, coz zrobila znajoma Dunka? rzucila program i mieszka teraz z miloscia swojego zycia ;) w Argentynie. Happy end? happy end! no moze nie dla jej host rodziny tylko ;) Ale coz poczac - oprzec sie latynosowi nie jest latwo lol

Przyklad 2. - moja ukochana, ulubiona Aleli, z ktora wciaz mam kontakt na Skypie i codziennie mailujemy. Rok remu poznala Mike'a. Amerykanin. Dla niego zostala na drugi rok ze swoja koszmarna host rodzina. Ale bylo warto chyba, bo w lipcu biora slub :). Mam nadzieje, ze uda mi sie wybrac, bo jakby nie bylo Aleli jest moim najwiekszym wsparciem w USA i nie chcialabym przegapic wydarzenia tak waznego dla niej. Happy end? happy end! heh

Przyklad 3. - moja tajlandzka kolezanka z IL Tor. Miesiac przed moja ewakuacja z Illinois ;), poznala Chase'a. Poczciwy amerykanski geek komputerowy ;). Jej host rodzina nie zapalala do niego miloscia (czyzby fakt, ze postraszyl ich, ze zglosi, ze Tor pracuje o wiele wiecej godzin niz w kontrakcie, przesadzil o nielubieniu poczciwca? ;) Heh, w kazdym badz razie nie przedluzyli kontraktu z Tor, wystawili zle referencje (ze sie szlaja z podejrzanym hamerykancem + pare innych drobiazgow) i Tor wyladowala na drugi rok w San Francisco. Usychala bidula z tesknoty za poczciwcem, ktory pozostal w Chicago. Poczciwiec chyba tez, bo... oswiadczyl sie. Tor porzucila, wiec californijskie klimaty na rzecz smierdzacego skunksami Illinois i wrocila do ukochanego. Obecnie mieszkaja razem, szukuja sie do slubu. Happy end? happy end! ;)

Tak wiec w zyciu nigdy nic nie wiadomo i jak to spiewala Lipnicka w czasach, gdy moj pokoj zdobily jej plakaty, a najwiekszym zmartwieniem byl sprawdzian z matemetyki, "wszystko sie moze zdarzyc". Heh, a nie wierzylam jej wtedy. Zycie to nie film? a moze jednak? ;)

wtorek, 17 maja 2011

bo kazdej ceny warte te emocje... ;)

W domu spokoj. Dzieci sa dla mnie super mile (no w sumie zawsze byly, ale moze swiadomosc bliskiej rozlaki zmiekczyla je bardziej), host mi dzisiaj rano strzelil gadke, ze jest mu bardzo smutno, ze odchodze, ale rozumie moja motywacje i gratuluje mi odwagi (heh, juz mu chcialam powiedziec, ze przeciez tyle miesiecy z jego zonka wytrzymalam, wiec juz nic mi nie straszne), a hostka... sprawia wrazenie obrazonej :/ Jakbym ja zdradzila. Ale odnosi sie do mnie poprawnie, wiec jesli nie wytnie mi numeru (w stylu - wystawi zle referencje, znajdzie kogos na lipiec i kaze mi sie wyprowadzic etc.) to jakos przetrwam. Ale ta swiadomosc, ze moze cos knuc, dostarcza niemalych emocji. Jak siedzenie na bombie niemalze ;) Ale co zrobic, zachcialo mi sie przygody to mam ;) W sumie i tak wole ta niezdrowa ekscytacje, ktorej teraz doswiadczam niz nude, w ktora tutaj popadlam. Bo zaprawde powiadam Wam - jesli pieklo istnieje to przejawia sie jako bezgraniczna nuda. z ktorej nie ma ucieczki ;)
Dzieci nie mialy dzisiaj szkoly, wiec pracuje dzisiaj od 6:45 non stop. I w sumie wciaz nie skonczylam (jest 18), bo hostka zabrala dzieci na obiad (pierwszy raz jedza poza domem, widac jest tak na mnie obrazona, ze nie bedzie jadla tego co gotuje - lepiej dla mnie ;), a ja mam czekac w domu az przywioza i zamontuja nowa mikrofalowke :/ A mowili, ze czasy niewolnctwa zostaly zniesione :P Pocieszam sie, ze karma ja dopadnie hehe... A jak nie to ja jej dosypie czegos do jedzenia na odchodne ;) 
Poza tym kupilam nowego netbooka (ktorego moj brat z pogarda okreslil przerosnietym kalkulatorem lol), ale ja go lubie. Ma wszystko czego mi trzeba, ze sie tak wyraze. Moj nowy przyjaciel ;)
Wiadomo, szalu nie ma, ale jak dla mnie ok. I w dodatku tani byl i pozwala mi na biezaca korespondencje wojenna z pola bitwy w Pensylvani, wiec przyznajcie - tez go kochacie ;) Odbior hehe....

poniedziałek, 16 maja 2011

wszystkie hostki to wredne baby :/

No i powiedzialam dzisiaj hostce, ze nie zostaje na drugi rok z nimi. Alez sie wkurzyla. Strzelila mi gadke jak to sie na mnie zawiodla i ze nie wiem co to odpowiedzialnosc za slowo :P Na koniec jeszcze spytala: "Czyli mamy jeszcze tylko 2 tygodnie wspolne?" Ja jej na to, ze chcialabym dokonczyc z nimi rok i da im to 3 miesiace na zlazienie kogos nowego. Nic nie powiedziala, wiec szybko pobieglam wyslac maila do LCC (ktora wie o calej akcji o tygodnia ;), ale ta mnie uspokoila, ze hostka juz (!!! szybkie babsko jednak) wyslala jej maila, ze beda szukali kogos oversees (wiec jesli czyta to jakas przyszla operka z CC - strzezcie sie hindusow z PA). Wiec moze nie wyladuje na bruku :/ Ale jak to czlowieka dopiero sie poznaje w sytuacji kryzysowej... ech... i na nic sie nie zdala moja gadka, ze bardzo ich lubie, ale chce doswiadczyc czegos nowego. Moglam jej rownie dobrze powiedziec prawde - ze sa skapiradla straszne, mieszkamy na pustkowiu, a ja o auto zawsze musze sie prosic jakby to byl skarb jakis, a nie cos co powinni mi zapewnic. Podly dzien... W kazdym badz razie aplikacje na nowy rok wlasnie wypelnilm i moze juz wkrotce napisze Wam o nowym matchu. Tym razem chce rodzine z miasta - jak nie dostane, wracam do Europy. A co! ;)

Dla rozluznienia atmosfery, zdjecie z soboty. Czy to juz weekend znowu??? ;)

niedziela, 15 maja 2011

co za noc... :)

och, coz to byl za wieczor... Dzien nie zapowiadal sie az tak dobrze - moi hindusi urzadzili mnie podle pozostawiajac w domu do 17 (!!!) bez zadnego auta! No wku... mnie strasznie ;) Juz sie nawet zaczelam obawiac, ze nici z wyjscia na impreze roku ;), czyli urodziny Sandrinette z Francji i naszego nowego kolegi Andrew (jak go poznalysmy za chcwile), wiec w akcie desperacji wyslalam smsa do hosta czy moge miec auto wieczorem. No i sami widzicie, dlaczego zmieniam rodzine. Te "wojny" o auto (kto pierwszy sie zalapie rano ;) sa nie na moje nerwy lol Jeszcze gdybysmy mieli chociaz grafik jak w YMCA, ale nie, walka co weekend lol  W kazdym badz razie host musial miec jednak pewne wyrzuty sumienia, ze tak mnie urzadzil, bo kiedy wychodzilam stwierdzil, ze wygladam "stunning" (jakby nie bylo, mialam caly dzien na przebranie sie :P), a moje dziecko lat 11 za mna zagwizdalo. Mina hostki - bezcenna. Pojechalam po moja najlepsiejsza ;) kolezanke tutaj  - Jing Jing z Chin, z ktora laczy mnie pasja do wyjsc wieczornych i bycie mega cool hehe...
Nastepnie udalysmy sie najlepsza ulice w Philly - Main Street. Ulica barowa, ze sie tak wyraze. Jeden obok drugiego. I na poziomie - nie jekies getto lol Czesc ma parkiety z dj-ami na pietrach. Najlepsza ulica w Philladelphi haha... Teoretycznie nie wolno mi prowadzic auta do Philly, ale i tak tam jezdze, bo: 1. tak naprawde jest to boczna dzielnica Philladelphi o nazwie Manayunk (tutaj info dla Justynki jak juz bedzie gotowa na nocne szalenstwa w PA - w GPS wybierz adres na Philadelphie, bo Manayunk nie istnieje jako  miasto); 2. od mojego domu to tylko 25 minut jazdy, gdybym miala jechac pociagiem to dopiero bylaby wyprawa.
Dotarlysmy na miejsce i wszyscy juz prawie byli. Troche jak na spotkaniu au pair, bo bylo jeszcze 14 dziewczyn z mojego clustera - prawie same latynoski - z Brazyli, z Meksyku, z Wenezueli i Boliwi, jedna z Austri + kilku Amerykanow plci przeciwnej, kolegow Andrew.
Obiecane jak poznalysmy Andrew. Otoz mam to szczescie, ze dziewczyny w moim au pair clusterze trzymaja sie razem (poza Niemkami) i wychodzimy czesto wspolnie. Pewnego piatku wyszlysmy na obiad i trafil nam sie bardzo mily i pomocny kelner Andrew. Porobil nam pamiatkowe zdjecia (po tym jak juz otrzasnal sie z szoku, ze kazda z nas jest z innego kraju), dal Sandrinette z Francji swoj numer i tak sie zaczely nasze wspolne wyjscia. Powiem Wam, ze fajnie jest miec znajomego tubylca ;), bardzo pomocne. Andrew to takie pocieszne mile dziecko (lat 22) grajace w zespole rockowym i marzace o wielkiej karierze. Ale mily jest i wysyla mi smieszne sms-y haha... Jeden z jego kolegow byl baardzo fajny. Mathew. Fotograf. Fajne tanczy. Ma identyczne poczucie humor jak ja. Gdyby nie fakt ze wkrotce stad wybywam, bylby dobrym materialem na kolejny romans made in USA hehe... Coz moge Wam powiedziec - operkowanie to jeden wielki niekonczacy sie romans. Poznanie kogos nowego tutaj jest az za latwe :P
Reasumujac - noc byla swietna, a ja obudzilam sie rano z usmiecham na twarzy. Szkoda, ze dzisiaj nie sobota znowu - a wtedy znowu w auto, po Jing Jing i do Philly.... Heh, operskie zycie nie jest takie zle ;)


sobota, 14 maja 2011

I am back ;)

Postanowilam zaczac pisac ponownie. Powod jest w sumie prozaiczny - ostatnio przeczytalam te moje wynurzenia na blogu i bardzo poprawilo mi to humor. Wiecie, myslenie w stylu: "alez  bylam naiwna" i myslenie jaka to madra jestem teraz jako kobieta po przejsciach, wiec wyobrazam sobie jak wspaniale bede sie czuc czytajac to za pare lat ;) Poza tym, okazuje sie, ze to co opisane, pozostaje w naszej pamieci na dluzej. Zaluje, ze nie pisalam ostatnich pare miesiecy, bo troche sie dzialo. W skrocie:
1. nowy romans ;) Poznalam go w styczniu w Starbucksie. Josh sie zwal. Spotyklismy sie 3 miesiace. Poznalam jego cala rodzine. Spedzalismy cale weekendy razem. Zaczal mowic o slubie i dzieciach. Spasowalam ;)
2. miesiac temu poznalam nowego faceta. Al. Mily facet. Na 3 "randce" zabral mnie na wycieczke do DC. Na 4-tej chcial mnie zapoznac ze swoja mama. Spasowalam znowu ;)
2. wyrobilam 6 kredytow! Yay! zrobilam to na weekendowych klasach w Baltimore i wszystkim to polecam. Super nauczycielki (wszystkie black), SUPER jedzenie (nie obawiajcie sie, ze jest to jakosc ze szkolenia CC lol), fajni ludzie. Pozyczylam auto, zeby tam dojechac (w koncu dodatkowa przygoda). Chcialam najtansze, ale facet w wypozyczalni mnie chyba polubil i dal mi nowiutkiego Dodge Chargera:
Na moj drugi weekend w Baltimore ponownie w cenie najtanszego auta, dal mi cos lepszego - purpurowa w srodku Kie lol Moze myslal, ze kocham rozowy ;):
4. zdecydowalam sie pozostac na drugi rok. Zmieniam rodzine jednak. Niby ladnie tutaj:
dzieciaki mnie uwielbiaja (a ja je), ale mieszkam na pustkowiu, dziele auto z hostami i... jestem juz zmeczona nimi. Moja hostka wciaz pracuje z domu, wiec widze i slysze ja caly czas :/  Tak wiec, zmiany. I chocby to jest swietnym powodem, zeby zaczac pisac na nowo :)