Tak oto nadszedł weekend z dawna w Hameryce wyczekiwany - jutro Halloween! Coby poczuć klimat postanowiłyśmy dzisiaj z Tor i Aleli zrobić własne dyńki - moja to ta straszna (pierwsza z lewej), Aleli ta szalona na środku, a ciapowata należy do Tor haha... ;). Jutro chyba wybierzemy się do Chicago, bo ma być jakaś parada równości hehe... Zobaczymy jak to wygląda made in USA ;)
Poza tym czas leci mi tutaj szybko - głównie na coraz większym nielubieniu mojej aspołecznej host rodziny (dzisiaj sprawdzałam ceny walizek, bo przyleciałam tylko z jedną, a już dorobiłam się majątku tutaj ;) i na czytaniu sms-ów od R. On ma iPhona i wykupił aplikację z polskim słownikiem, więc wciąż śle mi sms-y po polsku. I zaczyna się uczyć trochę polskiego. Ostatnio powiedział po polsku... "Kocham Cię". Tak wiem, trochę straszne. Ale... Może nie mamy wiele czasu, który nam pozostał (wow, zabrzmiało patetycznie ;), więc może trzeba wykorzystać to co mamy i po prostu cieszyć się chwilą? A może to ten jedyny? hehe... kto to wie ;)
A teraz uwaga... w poniedziałek chyba powiem hostce, że chcę zmiany rodziny. Trzymajcie za mnie kciuki. A wierzących proszę o modły w sprawie mojego rychłego przeniesienia do NJ ;)