Dzisiaj nastapil wspanialy, z dawna wyczekiwany (czyli od pierwszego dnia mojego pobytu tutaj) moment - rodzina poleciala na 2 tygodnie do Afryki! I kto jest najszczesliwsza osoba w calej Pennsylvani? No kto? haha... ale serio, ulga straszna. Wreszcie odrobina prywatnosci :)
Chcialabym uspokoic wiernych fanow ;), ze brak postow byl nie wynikiem braku weny do pisania czy wspanialych wydarzen w moim wspanialym operskim zyciu ;), ale byl spowodowany wydarzeniem tragicznym. Brzemiennym w skutkach i, nie boje sie uzyc tego slowa, dramatycznym! Otoz... uwaga, co wrazliwsze osoby moga pominac ten fragment, bo to brutalne - otoz umarl... Dokonal swojego zywota na tym padole lez. Sluzyl mi wiernie przez lata. A teraz mnie opuscil. Teraz, gdy musze sobie radzic na tej obcej, hamerykanskiej ziemi (choc niby sojuszniczej), opusicil mnie moj najlepsiejszy ;) przyjaciel. Moj laptop... Byl taki ladny. I taki madry... Bede tesknic... Niech spoczywa w pokoju lol
W wyniku tego tragicznego wydarzenia dostalam od hostow w dzierzawe ich starego MacBooka. Naprawde nie wiem czym ludzie tak sie zachwycaja. Ja chce mojego Della chlip, chlip...
Z operskich wydarzen - moje dzieci (kazde z osobna) graja na 3 instrumentach. Wiec ostatnie 2 tygodnie uplynely na koledowych koncertach w szkolach i innych edukacyjnych przybytkach. Zaprawde powiadam Wam - jesli jeszcze raz uslysze "Jingle Bells" na wiolonczeli/skrzypcach/basie czy fortepianie to wyjde z siebie i stane obok.
Zeby nie bylo tylko o mnie ;) to pochwale sie (haha... komus musze) jaka piekna kartke na swieta mu zrobilam:
No dobra, na zywo wyglada lepiej, bo gwiazdki sa brokatowe i blyszcza. Ale tekst w srodku jest ladny chociaz haha....