piątek, 30 kwietnia 2010

I'll be waiting... ;)

Ha, no i na telefon się nie doczekałam. Za to odebrałam maila, że babka była tak zajęta, że rady nie dała. Ma dzwonić dzisiaj. Może to zrobi. Może znowu będzie zbyt zajęta. haha... Poszukiwania mojej "dream family" zaczynają się robić coraz bardziej...hmmm...nudne?! Już coraz mniejszy dreszczyk emocji niestety - człowiek tylko siedzi i czeka, czeka i myśli. Obym nie skończyła w tych poszukiwaniach jak ta pani na obrazku powyżej ;). Teraz trzeba jeszcze kobitce odpisać na maila. Może słowami L. Kravitza?
And as long as I'm livin'
I'll be waitin'
As long as I'm breathin'
I'll be there
Whenever you call me
I'll be waitin'
Whenever you need me
I'll be there
haha... to by się ucieszyła. Może agencja nominowałaby mnie nawet w kategorii "operko-niewolnik roku" :). C.d.n. ;)

czwartek, 29 kwietnia 2010

powiedzieli hello

I będą dzisiaj dzwonić... AAAAA!!!.... ok, muszę być dzielna... i uśmiechać się jak to kociątko ;). Będzie dobrze. Mam za sobą tą babeczkę z SF - nikt goryszy nie trafi mi się. Ponieważ nie chciała mailować (a szkoda, już miałam nadzieję, że zada mi pytania w stylu: "mój 12-letni syn nie chce założyć slipów, jak go przekonasz?" albo "ogląda się za dziewczynami, jak mu powiesz, że jest 'bee'" Haha... Oj, w sumie może zapytać o to przez telefon haha... :) Pozostaje mi liczyć, że jest to kobitka życiowa i rozsądna. A ponieważ ma na imię jak moje ulubione ziółko (Melissa :), biorę to za szczęśliwą monetę. C.d.n. :)

wtorek, 27 kwietnia 2010

match 5.

Cóż to będzie, cóż to będzie...? ;)
Tym razem single mom (trochę straszne) + dwoje dzieciaków (10 i 12 lat) z Northbrook, IL. Gorliwi Katolicy ;). Preferowany wiek au pair 24+. Haha... łapię się. Jak to dobrze być kobietą dojrzałą :)

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

San Francisco - raczej "nightmare" niż "deam family"

Cudowna wizja rodziny, którą przedstawiła mi host mom w swoich mailach (bardzo długich i miłych, od razu widać, że pisarka z niej utalentowana ;), została mocno zachwiana, gdy agencja dała mi szansę na przeczytanie ich aplikacji. Muszę przyznać, że największe wrażenie zrobiły na mnie słowa: "oczekujemy, że au pair nie będzie jadła więcej od nas". No cóż, nie zabrzmiało to zbyt gościnnie, ale stwierdziłam, że:
a) mogli mieć negatywne doświadczenia
b) trzeba dać ludziom szansę 
Po długiej wymianie maili (obfitujących w pytania: opisz SZCZEGÓŁOWO co będziesz robić z 4-latką przez cały dzień; jak zachowasz się, gdy dwoje dzieci będzie walczyło o zabawkę itp. + chyba 30 innych), umówiłyśmy się na telefon. Muszę przyznać, że już po pierwszych słowach byłam nastawiona do tej kobiety na nie. Niby nie powinno się sądzić książki po okładce (choć chyba nie jest to trafne sformułowanie, bo do tej pory nie wiem jak ona i host wyglądają - widziałam tylko zdjęcia dzieci), to jej głos był tak odpychający i niesympatyczny jak mało który (może na żywo brzmi lepiej ;). Po krótkiej wymianie grzeczności i tekstów typu: "Zawsze chciałam pojechać od Polski, moja siostra miała polskiego chłopaka!", przeszła do konkretów i serii pytań "sto pytań do..." (chciała chyba sprawdzić moją wytrzymałość psychiczną hehe ;). Pytania przeróżne, począwszy od: wymień swoje 3 zalety i jak opisaliby Cię przyjaciele, po "4-latka nie chce założyć butów, a ja wam każę już wychodzić, co robisz". Potem był czas na moje pytania, z których jasno wynikało, że zajęć nie zabrakłoby mi (patrz: obrazek powyżej ;) z godzinami pracy zmieniającymi się każdego tygodnia.
Ogólnie wrażenia bardzo negatywne. Ok. 30 minut po telefonie dostałam od niej maila, że po rozmowie ze mną i przeczytaniu jeszcze raz moich odpowiedzi, stwierdziła, że jednak moje poglądy na wychowywanie dzieci odbiegają od ich wizji. Nie są gorsze ani lepsze. Są po prostu inne (filozofka się znalazła ;). Że wie, że nie bylibyśmy perfect matchem i że jest pewna, że już wkrótce znajdę wspaniałą rodzinę o poglądach zbliżonych do moich, ble, ble, ble... Ja się z nią zgadzam tym razem całkowicie :). Aczkolwiek byłoby mi łatwiej, gdyby wreszcie zniknęła z mojego profilu i przestała go blokować ;).
Ha, no i teraz pozostaje mi czekać na kolejny match. Oby tym razem z ludźmi, którzy nie mają nic przeciwko karnym jeżykom i liczeniu dzieciaczkom punktów :).




poniedziałek, 19 kwietnia 2010

matchowanie :)

5 kwietnia dostałam maila od CC Matching Team z informacją, że moje konto zostało uruchomione. Od tego czasu trochę się działo :):

1. 05.04 - Palo Alto, California 
2. 08.04 - Bedford, New York (tutaj sytuacja była bliska już powiedzenia sobie "I do" ;), ale w wyniku krótkiej  analizy SWOT i konsultacjach z bratem moim ukochanym, wiedziałam już, że NIE! NIE! i jeszcze raz NIE! :)
3. 14.04 - Brewster, New York
4. 16.04 - San Francisco, California (i tutaj zaczynam dostrzegać moją "dream family" :)

Ponieważ następny mój wpis (wg mojego planu ;) będzie się zaczynał: "Final", mam nadzieję, że wydarzy się to wkrótce.