A więc wczorajszy dzień spędziłam z R. Jakże mogło być inaczej skoro w piątek wysłał mi grającą pocztówkę, w której napisał jak to nie może się doczekać spotkania itp., a na kopercie napisał po polsku: "Tylko dla Twoich oczu".
Wczoraj więc o 10 rano mój host zawiózł mnie na stację (nawet poszedł ze mną kupić bilet haha). O 11:30 byłam na miejscu i miałam wrażenie, że wysiadłam w Afryce ;). 90% ludzi, których wczoraj widziałam, było Afro - Amerykanami i po białym IL był to pewien szok lol. Philadelphia jest całkiem spoko - na pewno daleko jej do Chicago (czystego, zadbanego, bezpiecznego ;), ale fajnie się po niej spaceruje, wszystko jest blisko i nie wieje haha... Nie zrobiłam zbyt dużo zdjęć, bo byłam zajęta R.
Ogólnie Philly sprawia wrażenie miasta... starego, z wieloma jednokierunkowymi uliczkami i ciemnymi zaułkami. W dodatku żywego i głośnego (w Chicago zawsze miałam wrażenie, że jestem w wymarłym mieście ;) i chyba niezbyt bezpiecznego, bo nie widziałam tam żadnej policji :/
Tyle jeśli chodzi o miasto. A jeśli chodzi o R.... Och, ach... I'm in love :) Mówię Wam dziewczyny, znajdźcie sobie latino chłopaka - takich emocji nie da Wam nikt ;) Byliśmy nawet w kinie, ale nie pytajcie o czym był film, bo nawet tytuł przegapiłam haha... I dał mi na powitanie pluszowego kotka - słodkie, czyż nie? ;) Po dwumiesięcznych rozmowach na skypie, wczorajsze spotkanie na pewno nie wyglądało jak typowa pierwsza randka, raczej jak 15 lol Było super. On jest jak mój perfect match haha...