środa, 11 kwietnia 2012

to już jest koniec

Wieki nie pisałam, a wypadałoby jakoś zamknąć tą historię. Au pair już nie jestem, więc pisanie bloga chyba nie wchodzi dalej w grę (choć w sumie w USA wciąż jestem, więc może...?). Na chwilę obecną jestem kobietą zamężną (ależ to brzmi) i życie operki odchodzi w niepamięć. Już dwa miesiące wolności! Mojego obecnego męża, Richarda, poznałam na samym początku pobytu w Californi i właściwie od tego momentu byliśmy nierozłączni (skutek bądź przyczyna braku wpisów na blogu). I im lepiej było pomiędzy nami, tym gorzej w moim operskim życiu host rodzinnym. Mój host Koreańczyk okazał się kanalią jakich mało i nasze stosunki ulegały powolnemu, acz stałemu, oziębieniu. Aż nadszedł moment, w którym koreańska kanalia po moim późniejszym powrocie do domu , poinformował mnie, że od teraz muszę pytać o pozwolenie, aby zostać dłużej w weekendy poza domem na wypadek gdyby oni, czyli kanalia i hostka, chcieli wyjść wieczorem! Zbiegło się to w czasie z naszymi zaręczynami, więc potraktowaliśmy to jako znak i zażądałam rematchu. Znaleźliśmy fajne mieszkanko i mieszkałam w czasie rematchu z Richardem, grając jednocześnie na czas z agencją. W końcu samolot do Polski odleciał beze mnie, a ja zostałam szczęśliwą mężatką ;). Na chwilę obecną walczę z kilogramami makulatury na zieloną kartę parając się w międzyczasie babysittingami i mieszkając w przytulnym mieszkaniu z 14-letnią kotką Hadley i Richardem. I... niczego nie żałuję, jestem szczęśliwa. Wiadomo, że bywa różnie, rachunki są czasem przytłaczające, ale... jest dobrze, choć nigdy nie spodziewałabym się, że mój wyjazd tak się zakończy.

7 komentarzy:

  1. Właśnie zastanawiałam się kiedyś dlaczego już nie piszesz... A tu proszę ! ;) Gratuluję męża. Mam nadzieję że się kochacie i tak będzie cały czas. Pozdrawiam, Marta

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się że zobaczę jeszcze tu jakiś post i bardzo się cieszę że jednak zobaczyłam :):) również gratuluję i życzę szczęścia i powodzenia!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. OMG jaka niespodzianka!:) Niezły zwrot akcji:) A tak się zastanawiała, co się z Tobą dzieje, bo tak długo nie piszesz... W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam duuuużo szczęścia i miłości i prosić Cię byś nie przestawała pisać bloga:) Informuj czasem co tam u Ciebie i w Stanach piszczy :) buziaki:**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojejku kochana! Szczęścia Ci życzę z całego serca! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O Jezusie!
    Nie spodziewałabym się!
    Szczęścia Kochana! Obyście zawsze już byli tak szczęśliwi.
    Powodzenia w staraniu o kartę bo wiem, że bywa to długi, męczący i nieraz 'niezręczny' proces.
    I jeszcze jedno - Kochana nie rezygnuj z bloga! Daj czasem znać co u Was, jak tam Amerykańskie życie.

    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  6. WOW bardzo milo przeczytac taki happy end :D
    Szczescia na nowej drodze zycia.Milo by bylo jak bys czasami napisala krotki notke.Zycie pisze dla nas scenariusz fajnie ze tobie napisalo z happy endem.

    OdpowiedzUsuń