sobota, 28 sierpnia 2010

...były wszędzie...

Niemki znaczy się. Na szkoleniu było 241 osób z czego ok. 200 to były Niemki. Zaprawdę powiadam Wam - strach było otworzyć lodówkę hehe... To szkolenie bynajmniej nie ociepliło moich uczuć do nich, bo owszem było trochę miłych i rozmownych Niemek, ale większość kompletnie olewała każdego kto nie szprychał po niemiecku i nie były w ogóle zainteresowane poznawaniem nowych ludzi (tym bardziej z Polski ;). Bardzo miłe za to były dziewczyny z innych krajów (poza Austrią, bo też trzymali się tylko razem).  Ogólnie myślę, że część z nich nie przetrwa tutaj roku, bo wielu to straszne dzieciaki same wymagające opieki heh.
Ale wracając do początku - w poniedziałek doleciałyśmy (tzn. ja + 7 innych Polek, bo na szkoleniu była jeszcze jedna laska z Polski, ale leciała sama i była totalnie aspołecznym typem - chyba tylko raz do nas podeszła i to wtedy jak mieliśmy śpiewać piosenkę krajami) do Nowego Yorku o 14:30, godzinę spędziłyśmy w kolejce do urzędnika coby podbił nam paszport, kolejną godzinę wszyscy się zbierali w okół Mike z biura (swoją  drogą Polaka, trochę nawet potrafiącego mówić w naszym pięknym języku haha) i do szkoły dotarliśmy dopiero o 18. Rozdali nam klucze do pokojów, zostawiliśmy bagaże w schowku i poszliśmy na spotkanie organizacyjne + obiad. Wtorek i środa zlały mi się w jedno, ale grafik opisałam w poprzednim poście. Jedyne czym te dni się różniły to wtorkowymi śpiewami, a w środę mieliśmy pogadankę z mega śmiesznym policjantem. W czwartek mieliśmy szkołę do 12:30 i o 13 wyjechaliśmy do NYC. To była taka obwoźna wycieczka autokarem z przewodnikiem + 2 godziny wolnego na mieście. Byłam już w Nowym Jorku, ale i tak bardzo mi się podobało i w sumie nie żałuję tych 35$ ;). Do szkoły wróciliśmy po 22. Następnego dnia jeszcze było ostatnie spotkanie o 7:45 i o 9 wyjechaliśmy autobusami na lotniska. Ja leciałam z La Guardii, na które jechaliśmy ok. 1,5 godziny. O 13:35 miałam samolot i o 15 wylądowałam w Chicago. Odebrała mnie hostka i cały czas rozmawiała przez telefon z biurem, pojechaliśmy po dzieciaki, które miały golfa i pojechaliśmy coś zjeść, dopiero ok. 17:30 miałam okazję wejść do domu. Ten dom jest ogromny i stary, pokoi jest mnóstwo i chyba ciężko będzie się nie zgubić początkowo. Rodzina jest bardzo miła i dzieciaki rozmowne. I we wtorek zostaję już z nimi po raz pierwszy sama :/ Dzisiaj pewnie będzie mnie kobitka zapoznawać z obowiązkami, pokaże gdzie mam jeździć tą "małą" hondą (która okazała się sporym jak na polskie warunki suvem :/ ).
A póki co parę widoków z NYC. Na początek zdjęcie z tubylcami :) + reszta Polek ze szkolenia:
Na stateczku opływającego Statuę Wolności:
I love New York haha :))):

3 komentarze:

  1. haha ell Super :D a z tymi niemkami to katastrofa :D ale pisz jak najwiecej nam tutaj o wszystkim, a na poczatku czy przede wszystkim Twoje obowiązki są takie jak pisała hostka na początku.
    Pozdrawiam i trzymaj sie cieplutko :-)
    Carly15

    OdpowiedzUsuń
  2. zdjęcia świetne :)) ehh.. juz budzi się we mnie zazdrość :D hahah

    Wlaśnie! Pisz jak obowiązki, bo z tym bywa różnie.. A ja jak już prześledzę wszystkie możliwe zachowania host mam to może nareszcie dokończę wypelnianie swoich papierów.. ;P

    Pozdrawiam :)
    judd_

    OdpowiedzUsuń
  3. kurcze fajnie, że było aż tyle dziewczyn z polski, ja jestem dopiero na etapie spotkania i załatwiania formalności a już się boję o to, że będę sama jedna :| ale na zamartwianie się przyjdzie czas potem. btw świetny blog i coś czuje, że będzie jednym z moich ulubieńszych :d będzie moim 'przeowdnikiem przyszłej au pair :D'
    chyba założe blogspota :d
    pozdrawiam i ściskam! ania

    OdpowiedzUsuń