wtorek, 31 sierpnia 2010

szalony dzień

Dzisiejszy poranek był identyczny jak wczorajszy, schody zaczęły się później, bo dzisiaj o 14 hostka wyjechała na 1 dzień (czyli wróci jutro wieczorem). O 14:30 pojechałam więc po dzieciaki, zjedliśmy obiad, ogarnęłam kuchnię, a one w tym czasie robiły pracę domową. O 17 wyjechaliśmy, bo musiałam zawieść Młodego na trening footballu na 17:30 i prosto stamtąd pojechałam z Małą na jej soccera, ale w inne miejsce niż wczoraj. Ona grała przez godzinę, a ja delektowałam się piękną pogodą (cały czas mamy po 30 stopni) i przy okazji miałam okazję zobaczyć na żywo okazy nadgorliwych mateczek amerykańskich kibicujących swoim dzieciom jakby to były mistrzostwa świata, a nie zwykły trening lol. Później zapakowałam ją i jej koleżankę do auta i tamtą dziewczynkę pod naszym domem odebrała matka. Mała coś zjadła i o 20:30 pojechałam z nią po Młodego. Wróciliśmy o 9 i musiałam mu jeszcze zrobić spaghetti. Powiem Wam szczerze, że mam dość. Strasznie zmęczył mnie dzisiejszy dzień. Przed chwilą gadałam przez telefon z hostką i gadała mi jakie to dzieci są zadowolone ze mnie, że tak wszystko dobrze robię itp. Chociaż tyle ;) W sumie to miałam pisać trochę bardziej szczegółowo, ale nie mam siły. Chyba wciąż jet lag mnie trzyma. Dobrze, że z gardłem nic mi się nie dzieje, bo w aucie wciąż mam włączoną klimatyzację. No nic, idę spać. Dobranoc :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz