poniedziałek, 30 sierpnia 2010

pracy dzień pierwszy :)

Mam już za sobą pierwszy dzień pracy. No prawie, bo muszę wstawić jeszcze jedno pranie, ale dzieciaki na football i sockera zabrała hostka, bo bała się chyba biedna, że w głowie pomiesza mi się od nadmiaru informacji hehe... Ale zdążyłam się już zorientować, że będę busy. I to bardzo lol :D. Całe szczęście nie obowiązuje mnie żadne sprzątanie - zero łazienek, pokojów dzieciaków, jedyne co to wyładować/załadować zmywarkę i przetrzeć blaty w kuchni + pranie dzieciaków (ale zero prasowania) + posiłki dla moich bobasków ;), no i jeżdżenie. Mnóstwo jeżdżenia. Mój dzisiejszy dzień wyglądał następująco: rano przygotowanie lunchy dla dzieci, zrobić naleśniki dla Młodego (który jest wyższy 2 albo 3 głowy ode mnie hehe) i o 7:15 wyjechałam z nim do jego szkoły nr 1. Wróciłam do domu, pogadałam 15 minut z Małą  i pojechałyśmy do szkoły nr 2. Wysadziłam ją i wróciłam do szkoły nr 1 po Młodego, którego następnie zabrałam do szkoły nr 2 (chodzą do niej razem). Mała zapomniała czegoś tam, więc musiałam wrócić do domu i jeszcze raz jechać do szkoły nr 2. Dodam, że do każdej z ich szkół jest min. 20 minut od domu (o ile nie ma korków). W domu więc byłam o 10. Wstawiłam zmywarkę i poszłam na mój marszo - spacer ;), który zajął mi prawie 2 godzin lol (byłam już na nim wczoraj i obczaiłam idealną trasę dla mnie - póki nie zrobi się za zimno, będę tam chodzić :))). Wróciłam, wzięłam prysznic, zrobiłam sobie dużą kawę i zjadłam coś i poszłam zrobić pranie, bo miałam już prawie wszystko brudne. Trochę się pokręciłam, przebrałam, przygotowałam snacki i wodę dla dzieciaków i o 2:30 wyjechałam do szkoły nr 2 odebrać je. Dokładnie o 2:50, czyli o tej, o której miałam być dotarłam na miejsce. Zapakowałam je do auta, dałam ich snacki (ale wcześniej kazałam umyć ręce płynem do mycia rąk bez użycia wody, który wczoraj kupiłam - taka ze mnie świetna operka hehe) i zawiozłam Małą na sockera, a z Młodym pojechaliśmy do biblioteki na godzinkę - on odrabiał lekcje, a ja czytałam gazety. O 16:30 odebraliśmy Małą i o 17 byliśmy w domu. Dzieciaki zjadły coś na szybko i hostka, która właśnie wróciła z pracy, zabrała je na ich kolejne zajęcia, na które normalnie ja je będę wozić. Ja w tym czasie wstawiłam pranie dzieci, ogarnęłam kuchnię i wtedy wróciła szczęśliwa hostka z rogalem na twarzy jak to dzieciaki są szczęśliwe i pod jakim wrażeniem były, że wszystko miałam, że byłam na czas i nawet miały jak umyć ręce hehe... No i moje świetne jeżdżenie lol

A jutro kolejny crazy day się szykuje, bo te dzieciaki codziennie mają mnóstwo zajęć po szkole, a hostka jutro wyjeżdża na jeden dzień. Ale dam radę haha :) Dzieciaki póki co są świetne - bardzo miłe, bardzo pomocne i póki co naprawdę je lubię :) I hostkę mam spoko :D Ten tydzień zleci szybko, bo w piątek i w pon. szkoła jest zamknięta. W sobotę planuję wybrać się metrem do Chicago i mam nadzieję, że uda mi się umówić na mieście z Sabinką, która przyleciała tam tydzień przede mną. Jeśli nie to sama się trochę pokręcę po mieście i popstrykam parę fotek coby mieć co publikować. Tymczasem widok z okna z mojego pokoju:

4 komentarze:

  1. łoo super kochana ;),że się podoba ;)piękny widok i podziwiam za takie zorganizowanie ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Napiety grafik, ale widze ze spisujesz sie swietnie ;)
    Pamietaj ze ktoregos pieknego dnia przewiduje zwiedzanie Chicago w doborowym towarzystwie ;P
    Widok z okna cudowny, tylko pozazdroscic:)
    Ciesze sie, ze relacjonujesz wszystko na biezaco!!
    3maj sie Elizabeth za ta wielka wodą
    maria_kujpom

    OdpowiedzUsuń
  3. ciekawe czy ja dalabym radę ogarnąć te wszystkie rzeczy, zapamiętać trasy.... podziwiam Cię :]

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!:)

    Pozdrawiam serdecznie i zazdroszczę wszystkiego jak na razie! Mam nadzieje, ze trafie równiez na fajna rodzinke;)

    OdpowiedzUsuń