sobota, 6 listopada 2010

urodziny :)

Coby przypuszczeniom mojej hostki jakobym żyła w różowej bańce mydlanej stało się zadość, postanowiłam sprostać oczekiwaniom i wyprawić super-słodkie 26 (chlip, chlip) urodziny ;)
Było bardzo wesoło i operkowo hehe... Słuchając starych... ekhm... old-schoolowych znaczy się ;) hitów Spice Girls i Backstreet Boys, popuściłyśmy wodze fantazji i uwolniłyśmy naszą romantyczną naturę:
I było coraz bardziej słitaśnie ;)....

....aż do akcji wkroczyły Niemki i ich prezent:
Coby Was nie zanudzać smutnymi opowieściami o braku nowej rodziny na moim koncie (znowu! znowu ten smutek i opuszczenie! och, ty mój losie smutny i nędzny! och! och! och! ;) Jeszcze tylko przedstawienie nowych koleżanek. Leigh z RPA:
I Sonia z Niemiec (zastępstwo za Karin):
Ogólnie impreza trwała od 20 do 2 w nocy i było naprawdę fajnie. Będę za nimi tęskinć....

1 komentarz:

  1. Ojej, rzeczywiście sweet 26 ;)

    Zastanawiam się tylko, jak bardzo zmieniło się Twoje podejście do Rolando w stosunku do tych pierwszych postów o nim... Ale wiem, człowiek się zmienia, to samo miałam z moim Meksykaninem...
    A teraz jestem z nim zaręczona, jajajaja, czego to człowiek nie robi z miłości :D

    W każdym bądź razie, życzę Ci szybkiego znalezienia nowej rodzinki i wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
    A, i udanego życia osobistego, z kimkolwiek by miało być ;)

    OdpowiedzUsuń