poniedziałek, 8 listopada 2010

prawdziwek = true bitch ;)

A przynajmniej wg translatora. I taki też jest nowy nick mojej hostki - Prawdziwek. Ale żeby nie było aż takich przeskoków akcji, krótkie streszczenie weekendu. 
W sobotę pojechałam z moimi Niemkami na clubbing (byłyśmy w Shaumburgu:  http://www.johnbarleycorn.com/gallery.htm). I szczerze to żadna rewelacja. Hamerykańcy tańczą ze sobą jakby kopulowali na parkiecie i trzeba mieć oczy dookoła głowy, bo oni nie pytają z gracją i wdziękiem: "Czy zatańczysz ze mną, o piękna nieznajoma?" (hehe... R. mnie rozpuścił), ale łapią ofiarę za tyłek i na namolnych nawet teksty "Mam chłopaka" nie działają odstraszająco. Po odesłaniu w diabły z 30 miłośników tańca z gwiazdami i potupaniu przy techno (WTF, a gdzie Akon??? ;) przez 2 godziny, stwierdziłyśmy że nic tam po nas. Ale mam nowe american experience (na liście "must to do" zostało jeszcze m. in. wyjście do Walmartu w piżamie lol).
W sobotę zmienił się również mój status na FB (a Facebook nie kłamie! ;). Jestem więc oficjalnie w relationship z R. lol Mówię Wam, na święta będę zaręczona ;). R. jest słodki, codziennie budzi mnie sms-em po polsku i gdyby nie on pewnie znosiłabym to wszystko o wiele gorzej. Niestety niedługo  skończy się nasza sielanka smsowa, bo w sobotę wprowadza się nowa operka i muszę oddać komórkę, auto i pokój chlip, chlip... Na szczęście dzieci też ;). Moja hostka chciała zmienić agencję coby dostać niewolnika z Czech, ale CC nie chciało jej oddać kasy, więc zdecydowała się na miłą, wiejską dziewczynę z Austrii, która będzie dobrze pracować (wg hostki). Widziałam ją w sobotę, bo ona jest u rodziny w Chicago i faktycznie, wygląda miło i wiejsko ;) Tak sobie żartuję, ale szkoda mi jej, bo moja hostka zaharuje ją tutaj (zwłaszcza, że teraz szuka oszczędności, więc zwolniła Bułgarkę, która tutaj sprzątała i teraz operka będzie miała jeszcze "pod opieką" 3 łazienki i pokoje dzieci :/
A w niedzielę byłam na "imprezie"  u amerykańskiego chłopaka Tor. Było jedzonko, wesołe gry i przyjaźni Amerykanie hehe... 
A dzisiaj miałam "uroczą" konwersację z Prawdziwkiem jak to nie potrafiłam dostrzec potencjału jej dzieci lol I dał mi dobrą radę, że jeśli chcę znaleźć rodzinę to powinnam jutro zadzwonić do tej kobity z Bostonu i spróbować ją przekonać, że jestem gotowa pracować ciężko. Zaczynam mieć dość całej tej zabawy...

4 komentarze:

  1. hej,jestem au pair w polnocnej karolinie i po primo wspolczuje ci tej dupowatej sytuacji z rodziną i zycze powodzenia w znalezieniu nowej [dobrze ze nie bierzesz tego jakos spejclanie do siebie jak niektore ze sie zaraz zalamują]
    a po drugie co racja to racja z tymi klubami.sama tu latam z innymi dziewczynami ;typy sa tak namolne ze koniec ,od razu oblapuja zanim spytaja czy chcesz zatanczyc
    a co do tych par to az bylam w szoku gdy zobaczylam jak tanczą[malo tego ,w sobote widzialam trojkacik-dziewczyna w srodku jeden typ z tylu a drugi z przodu..to bylo przerazajace az

    OdpowiedzUsuń
  2. słuchaj a jak z rodziną? masz kogoś na profilu? a ta rodzina z poprzedniej notki z 3 dzieciaczkó odezwała się?

    3mam kciuki, ściskam :)!

    Anja

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chcę nic mówić, ale tylko czekałam na taką informację (o R...). Masz wierną fankę tutaj :P
    Może dlatego że moja sytuacja jest podobna, z tą różnicą że ja w przyszłym roku jadę jako au pair, ale też mam narzeczone z "tamtych okolic" :D

    Pozdrawiam cieplutko i życzę powodzenia w szukaniu normalnej rodzinki ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. hehe a ja zaliczylam w Stanach wyjscie w pizamie do sklepu, nie byl to Walmart ale cos chyba w stylu Market Basket :D

    kasia

    OdpowiedzUsuń