niedziela, 15 maja 2011

co za noc... :)

och, coz to byl za wieczor... Dzien nie zapowiadal sie az tak dobrze - moi hindusi urzadzili mnie podle pozostawiajac w domu do 17 (!!!) bez zadnego auta! No wku... mnie strasznie ;) Juz sie nawet zaczelam obawiac, ze nici z wyjscia na impreze roku ;), czyli urodziny Sandrinette z Francji i naszego nowego kolegi Andrew (jak go poznalysmy za chcwile), wiec w akcie desperacji wyslalam smsa do hosta czy moge miec auto wieczorem. No i sami widzicie, dlaczego zmieniam rodzine. Te "wojny" o auto (kto pierwszy sie zalapie rano ;) sa nie na moje nerwy lol Jeszcze gdybysmy mieli chociaz grafik jak w YMCA, ale nie, walka co weekend lol  W kazdym badz razie host musial miec jednak pewne wyrzuty sumienia, ze tak mnie urzadzil, bo kiedy wychodzilam stwierdzil, ze wygladam "stunning" (jakby nie bylo, mialam caly dzien na przebranie sie :P), a moje dziecko lat 11 za mna zagwizdalo. Mina hostki - bezcenna. Pojechalam po moja najlepsiejsza ;) kolezanke tutaj  - Jing Jing z Chin, z ktora laczy mnie pasja do wyjsc wieczornych i bycie mega cool hehe...
Nastepnie udalysmy sie najlepsza ulice w Philly - Main Street. Ulica barowa, ze sie tak wyraze. Jeden obok drugiego. I na poziomie - nie jekies getto lol Czesc ma parkiety z dj-ami na pietrach. Najlepsza ulica w Philladelphi haha... Teoretycznie nie wolno mi prowadzic auta do Philly, ale i tak tam jezdze, bo: 1. tak naprawde jest to boczna dzielnica Philladelphi o nazwie Manayunk (tutaj info dla Justynki jak juz bedzie gotowa na nocne szalenstwa w PA - w GPS wybierz adres na Philadelphie, bo Manayunk nie istnieje jako  miasto); 2. od mojego domu to tylko 25 minut jazdy, gdybym miala jechac pociagiem to dopiero bylaby wyprawa.
Dotarlysmy na miejsce i wszyscy juz prawie byli. Troche jak na spotkaniu au pair, bo bylo jeszcze 14 dziewczyn z mojego clustera - prawie same latynoski - z Brazyli, z Meksyku, z Wenezueli i Boliwi, jedna z Austri + kilku Amerykanow plci przeciwnej, kolegow Andrew.
Obiecane jak poznalysmy Andrew. Otoz mam to szczescie, ze dziewczyny w moim au pair clusterze trzymaja sie razem (poza Niemkami) i wychodzimy czesto wspolnie. Pewnego piatku wyszlysmy na obiad i trafil nam sie bardzo mily i pomocny kelner Andrew. Porobil nam pamiatkowe zdjecia (po tym jak juz otrzasnal sie z szoku, ze kazda z nas jest z innego kraju), dal Sandrinette z Francji swoj numer i tak sie zaczely nasze wspolne wyjscia. Powiem Wam, ze fajnie jest miec znajomego tubylca ;), bardzo pomocne. Andrew to takie pocieszne mile dziecko (lat 22) grajace w zespole rockowym i marzace o wielkiej karierze. Ale mily jest i wysyla mi smieszne sms-y haha... Jeden z jego kolegow byl baardzo fajny. Mathew. Fotograf. Fajne tanczy. Ma identyczne poczucie humor jak ja. Gdyby nie fakt ze wkrotce stad wybywam, bylby dobrym materialem na kolejny romans made in USA hehe... Coz moge Wam powiedziec - operkowanie to jeden wielki niekonczacy sie romans. Poznanie kogos nowego tutaj jest az za latwe :P
Reasumujac - noc byla swietna, a ja obudzilam sie rano z usmiecham na twarzy. Szkoda, ze dzisiaj nie sobota znowu - a wtedy znowu w auto, po Jing Jing i do Philly.... Heh, operskie zycie nie jest takie zle ;)


2 komentarze:

  1. wow kochnana już polubiłam tą uliczkę :D Już wiem gdzie będe spędzać swoje weekendy :D Mam ndzieje że wybierzesz się tam ze mna ;*
    I masz racje bez samochodu w USA to tak jak bez ręki....masakra :/

    OdpowiedzUsuń