środa, 18 maja 2011

czyzby?

Wiecie, bedac prawie 9 miesiecy na obczyznie ;), poznalam tyle roznych osob i ich dziwnych historii, ze przestaje wierzyc w to slawetne "Zycie to nie film". Chocby moja historia z R. (z ktorym znowu rozmawiam na FB, oczywiscie jako "przyjaciele", prosze mi tylko nie pisac, ze bycie przyjacielem z ex to jedna z miejskich legend ;). I co prawda nie mielismy happy endu, ale znam pare innych "romantycznych" historii, ktore koncza sie lepiej. 
Przyklad 1. - Dunka, ktora byla ze mna na szkoleniu CC i z ktora mialam kontakt na FB przed wyjazdem, w trakcie, a teraz ogladam jej foty. W grupie au pair, do ktorej przynalezala w WA, byl sobie pewien oper plci meskiej. Z Argentyny. Wielka milosc ich dopadla ;) Gdy wiec chlopak skonczyl swoj kontrakt w lutym, coz zrobila znajoma Dunka? rzucila program i mieszka teraz z miloscia swojego zycia ;) w Argentynie. Happy end? happy end! no moze nie dla jej host rodziny tylko ;) Ale coz poczac - oprzec sie latynosowi nie jest latwo lol

Przyklad 2. - moja ukochana, ulubiona Aleli, z ktora wciaz mam kontakt na Skypie i codziennie mailujemy. Rok remu poznala Mike'a. Amerykanin. Dla niego zostala na drugi rok ze swoja koszmarna host rodzina. Ale bylo warto chyba, bo w lipcu biora slub :). Mam nadzieje, ze uda mi sie wybrac, bo jakby nie bylo Aleli jest moim najwiekszym wsparciem w USA i nie chcialabym przegapic wydarzenia tak waznego dla niej. Happy end? happy end! heh

Przyklad 3. - moja tajlandzka kolezanka z IL Tor. Miesiac przed moja ewakuacja z Illinois ;), poznala Chase'a. Poczciwy amerykanski geek komputerowy ;). Jej host rodzina nie zapalala do niego miloscia (czyzby fakt, ze postraszyl ich, ze zglosi, ze Tor pracuje o wiele wiecej godzin niz w kontrakcie, przesadzil o nielubieniu poczciwca? ;) Heh, w kazdym badz razie nie przedluzyli kontraktu z Tor, wystawili zle referencje (ze sie szlaja z podejrzanym hamerykancem + pare innych drobiazgow) i Tor wyladowala na drugi rok w San Francisco. Usychala bidula z tesknoty za poczciwcem, ktory pozostal w Chicago. Poczciwiec chyba tez, bo... oswiadczyl sie. Tor porzucila, wiec californijskie klimaty na rzecz smierdzacego skunksami Illinois i wrocila do ukochanego. Obecnie mieszkaja razem, szukuja sie do slubu. Happy end? happy end! ;)

Tak wiec w zyciu nigdy nic nie wiadomo i jak to spiewala Lipnicka w czasach, gdy moj pokoj zdobily jej plakaty, a najwiekszym zmartwieniem byl sprawdzian z matemetyki, "wszystko sie moze zdarzyc". Heh, a nie wierzylam jej wtedy. Zycie to nie film? a moze jednak? ;)

3 komentarze:

  1. No piekne historie, piekne! Pogratulowac i az milo sie slucha o takich historiach milosnych :) W moim przypadku wszystko pieknie wyglada u innych osob bo ja niestety w milosc nie wierze... Smutne to i przykre lecz prawda jest! ha ha...

    OdpowiedzUsuń
  2. a ja tam wierze w Wielka Milosc (przez duze W, zeby nie bylo lol). Tak czuje, ze jest tuz za rogiem ;)Haha... a jak nie to chociaz pare przygod mnie jeszcze czeka hehe...

    OdpowiedzUsuń
  3. tak jak rozmawialysmy o tym Ewelina, ja tez w milosc nie wierze...

    a na amerykancow trzeba jednak uwazac ;)
    ale te hostorie to dobry przyklad, ze wyjatki sie zdarzaja ;)

    OdpowiedzUsuń