niedziela, 3 października 2010

rejs po jeziorze

To był mroczny i chłodny dzień... W powietrzu unosiło się zło... haha... Ale przyznaję - dzień był straszny. Teraz już wiem dlaczego Chicago ma przydomek "Wietrzne miasto". Wymagało to więc od nas (mnie i Tor z Tajlandii, bo byłyśmy razem) nie lada poświęcenia, aby dotrzeć z Chicago Union Station na nabrzeże - niczym walka z żywiołem podczas sztormu haha... A wszystko po to, aby dotrzeć na "Spirit of Chicago" (brzmi dumnie ;):
W środku było dość wesoło. Były śpiewy na żywo:
Jedzonko:

I z 200 operek z mojej wspaniałej agencji. Był więc czas na nawiązanie nowych znajomości:
A wszystko po to, aby za 35$ posiedzieć 1,5 godziny na statku, który ze względu na pogodę nigdzie nie wypłynął lol I znowu trzeba było stawić czoła wiatrowi i mżawce:
Reasumując: z domu wyszłam po 9, wróciłam na parę minut przed 20 (w sam raz na rozmowę z R.), straciłam kupę kasy (m.in. na to:
Ale niczego nie żałuję haha...

5 komentarzy:

  1. szkoda, że tylko posiedzialyście na statku, ale zawsze to coś :)

    ps. nice bag!! :)

    judd

    OdpowiedzUsuń
  2. dzięki, Judd - wydałam na nią 60$, ale była o połowę tańsza, więc w sumie to... zaoszczędziłam haha... a przynajmniej tak sobie mówię lol Ale ja kocham torebki. I mam nowe boskie buty. Wrzucę fotkę niedługo jak nie będę miała o czym pisać hehe

    OdpowiedzUsuń
  3. heheh wrzucaj! Ja kocham buty :)) Takze niecierpliwie czekam na notkę :D heheh Z tym, ze nie podejrzewam Cię o brak tematów do opisywania ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. halooo ;P jak nie masz o czym pisać, to wrzucaj buty :D

    judd

    OdpowiedzUsuń
  5. haha... no zdjęć póki co nie będzie, bo aparat mam zepsuty i muszę kupić nowy. Czyli w weekend nowe zakupy. A to pech ;)

    OdpowiedzUsuń