piątek, 22 października 2010

dzień za dniem

Chciałabym uspokoić moją rodzinę, że nie żyję tylko i wyłącznie moją "tragedią" host-rodzinną ani też chilijskim romansem hehe... Życie toczy się normalnie, nadal spotykam się z dziewczynami na nasze międzynarodowe lunche i dzisiaj dołączyła do nas nowa dziewczyna z RPA. Mieszka niedaleko Aleli (tak jak Niemka Karin) i wygląda na to, że tamte okolice są zamieszkane wyłącznie przez Żydów, bo wszystkie mają żydowskie host rodziny. Ja i Tor, która jest z moich okolic, mieszkamy u Katolików, więc wygląda na to, że Amerykanie czują się bezpiecznie w "gettach" ;). Host rodzina Leigh ma wspaniały dom (dzisiaj jadłyśmy u niej) i chciałabym trafić do takiego miejsca... Ze wszystkich domów, które do tej pory odwiedziłam, ja mieszkam w najpaskudniejszym lol. Może więc rematch nie będzie taki zły hehe... Poza tym jej rodzina ma psa. Zawsze myślałam, że wolę koty, ale dzisiaj nie mogłam przestać go głaskać... Jak strasznie tęsknię za zwierzakami, za ich futerkiem, za tym że można je dotknąć.... W mojej patologicznej rodzinie nie lubią zwierząt :/
Co jeszcze... Wieczorem czeka mnie drinkowanie ;) z Karin (w końcu mam powód ;). No i mój kwiatek... tak jakby... ekhm... tracił siły witalne i obawiam się, że za długo u mnie nie pociągnie lol. Najgorsze jest że R. codziennie pyta jak roślinka, a ja z bananem na twarzy zapewniam go, że świetnie. Trochę się zdziwi jeśli go zobaczy ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz